Nasze domy na kółkach

Ciągoty do budowy pojazdu, w którym da się przeżyć wakacyjny wyjazd tato Jurek miał odkąd pamiętam. Pomysły były różne, ale żaden z nich nie doczekał się ostatecznej realizacji. Okazało się, że pewni znajomi mieli do sprzedania „cud miód” lekko używaną przyczepkę kempingową. Pojechaliśmy ją obejrzeć pewnego pięknego wiosennego dnia. Stwierdzenie, że to cud nie jest przesadzonym, ponieważ właściciele trzymali ją cały czas w garażu, okrywając dodatkowo prześcieradłem. Ogólnie mieli jacht, którym pływali po mazurach a przyczepkę mieli na dokładkę. Tak naprawdę była fabrycznie nowa bez przebiegu. To był Niewiadów N126 r. 1972.

zapiekanka1a

Pachniała cudownie plastikową wykładziną, laminatem i butaprenem. Tato Jurek kupił ją prawdopodobnie za jakieś gigantyczne pieniądze po to, żeby ciągać ją za swoim autem marki Tarpan. Towarzyszyła nam w wielu wakacyjnych eskapadach, które ograniczały się do penetrowania kilku mazurskich lokalizacji. Oceniając z perspektywy czasu konstrukcję mogę ją podsumować jednym słowem – katastrofa. Oczywiście w tamtych czasach był to szczyt marzeń i wyżyny technologicznych umiejętności inżynierów z Niewiadowa. Brak amortyzatorów i zawieszenie na drążku skrętnym w połączeniu ze sztywnym dyszlem bez stabilizatora dawało ciekawy efekt widoczny w lusterkach wstecznych samochodu. Widać ją było raz w lewym raz w prawym. Podskoki i szarpanie powodowało permanentne uszkodzenia zabudowy oraz odpadanie tapicerki, bez względu na prędkość jazdy i jakość drogi. Drugim bardzo poważnym bublem funkcjonalnym były nie otwierane okna. Tak tak ! Nawet w największy upał można było tylko zsunąć dach, żeby wpuścić do środka odrobinę świeżego powietrza. Biorąc pod uwagę to, że wraz z powietrzem wpadał do środka srylion komarów much i innego brzęczącego badziewia, można przyjąć, że lepiej było spać w samochodzie niż w przyczepie. Ostatni element umilający życie to brak izolacji w ścianach i podłodze. Latem –  sauna wiosną i jesienią – lodówka. Pomijam przy tym, że standardowo brak było w niej wody ogrzewania kibelka normalnej instalacji elektrycznej oraz fakt że w schowku na butle mieściły się dwie 3 kilowe sztuki w wersji na doładowanie. Miała za to przedsionek mocowany na sprytny system linki ze śrubkami dookoła bocznej ściany i skręcany na motylka.

Kolejna wersja, czyli Niewiadów N127 r. 1975,

niewiadow1

tym razem odziedziczona po teściach, była ulepszoną wersją katastrofy powyżej. Miała systemowy uchylany dach z moskitierą i otwierane okna. Dalej na drążkach skrętnych dawała frajdę ciągłego nie kończącego się klejenia spawania i skręcania na coraz to mocniejsze patenty zabudowy wnętrza. Nieco większy schowek na butlę i kanister z wodą dał możliwość dołożenia pompki do bieżącej wody w zlewiku, oczywiście nadal zimnej i wylewającej się wprost na trawnik. Daliśmy radę pojechać nią tylko dwa razy, ponieważ opcja spania dwóch dorosłych i kilkumiesięcznego małolata o imieniu Wiktoria po prostu się nie sprawdził. Było w niej za mało miejsca na wanienkę, podgrzewacz na kaszkę i torby na pieluchy. To była tylko połowa powodów, dla których chcieliśmy się jej pozbyć. Dobił ją pożar naszego samochodu, którym ciągnęliśmy ją z pod Koszalina. Auto spłonęło a ona przeżyła, co jednoznacznie świadczyło o drzemiących w niej ciemnych mocach.

Zaczęliśmy się oglądać za czymś większym. Kryterium jakie sobie założyliśmy to zamykana sypialnia. Chodziło o to, żeby położyć spać szkodnika i samemu sączyć winko bez względu na pogodę. U miejscowego handlowca Pana Andrzeja trafiliśmy na Wilk Safari 390 r. 1977.

wilk1

wilk2

fendt11

Była idealna. Zamykana przesuwanymi drzwiami przestronna sypialnia z miejscem na zabawki pieluchy misie i co tam jeszcze mieliśmy ze sobą. Hamulec najazdowy lodówka i ogrzewanie. Wreszcie odrobina luksusu na 4 metrach kwadratowych.  Nadal nie mieliśmy w niej toalety i miejsca w którym można by było się podmyć. Duży zasobnik na butle i rama wraz z zawieszeniem Alko, która nawet teraz jest klasą sama dla siebie. Co prawda zaczep dyszla nadal pozbawiony był stabilizatora, ale wielkość kół profil opon i amortyzatory powodowały, że cały zaprzęg sunął płynnie dwa centymetry nad drogą. Wyprowadzenie tej przyczepy z równowagi wydawało się wtedy niemożliwe.

Nasze dążenie do posiadania sprzętu z łazienką zmusiło nas do pozbycia się tego modelu. Zresztą     kupcami stała się nasza najbliższa rodzina, która posiada go do tej pory i sobie chwali. Tym razem weszliśmy w markę. Oglądając przyczepy na żywo, czytając opinie użytkowników uznaliśmy, że jedynie słuszna jest fabryka na co dzień produkująca Traktory. Mamy w garażu motocykl z fabryki fortepianów, więc uznaliśmy, że nie jest to nic nienormalnego. Fendt Diamant 410 r. 1986, bo o nim mowa, załatwił nam wspomniany wcześniej Pan Endriu.

fend1a

fend1

fendt22

Tym razem inny układ, bardziej zapiekankowy czyli popularnie zwany salonką. Ponieważ tego typu przyczepa ma gigantyczne ale tylko jedno łózko, chcieliśmy potraktować ją jako przejściową. Po pierwsze zaczęliśmy zbliżać się do magicznej granicy ponad tony DMC,  a po drugie nie mieliśmy odpowiedniego auta do ciągnięcia tej wielkości budy. Mieliśmy za to wreszcie łazienkę z normalną toaletą i kasetą wyciąganą na zewnątrz. Jedyna modyfikacja jakiej należało dokonać to zmiana fabrycznego zbiornika 25 na 80 litrów i w drogę. Nie spaliśmy do tej pory z wspomnianym  wyżej dzieckiem o imieniu Wiktoria w jednym łóżku. Okazało się, że nocami obrywaliśmy co i rusz jakimś łokciem lub kolanem co skutecznie wpływało na destrukcję pożycia rodzinnego. Po pewnym czasie kolejna decyzja dotycząca zmiany. W międzyczasie zamiana auta na mocniejsze i cięższe dała możliwość szukania modelu w okolicach 1400 1500 DMC.

Oczywiście nie myśleliśmy o żadnej innej marce po za stajnią Fendta. Wybrane układy i zaczęło się polowanie. Trafiliśmy w końcu na komisówkę (sorry Panie Andrzeju) we Wrocławiu. Pojechałem w służbową delegację swoim autem i gotówką w kieszeni. Krótkie oględziny i decyzja.  Już następnego dnia wracałem do Warszawy z bananem na ustach i Fendtem Platin 510 r. 2002 na haku.

fendpl1

fendtpl2

fendpl3

Ten sprzęt mamy do tej pory i byliśmy z nim klika razy we Włoszech, Austrii i oczywiście na mazurach. Funkcjonalnie ma wszystko, co można sobie wymarzyć. Ogrzewanie z nawiewem, podgrzewacz wody, dużą lodówkę, mikrofalówkę, toaletę z prysznicem, oddzielny aneks umywalkowy w sypialni. Nie bez znaczenia jest sprężynowy materac na stelażu, system schowków , gigantyczny bagażnik i cała masa szafek. Oczywiście podwozie Alko z perfekt działającym hamulcem najazdowym i stabilizatorem. Jedynym maleńkim minusikiem jest tylko dostęp do kasety toalety od strony przedsionka. Oczywiście konstrukcyjnie przy tym układzie wnętrza jest to jedynie możliwe rozwiązanie.

Kolejnym naszym domem na kółkach jest „Hymek” , czyli Hymer  564 r. 1990. Ale to już historia na inny wpis.

  • |